środa, 17 września 2014
wtorek, 16 września 2014
Rachel Hawkins, "Rebel bell"
Właśnie ją przeczytałam! Zachęcona blogerką książkową ze
stanów "polandbananasbooks" ( She's awsome!) nie mogłam się jej
oprzeć w głównej mierze ze względu na humor, który miałam tam znaleźć. Problem
z książkami, które czytam po angielsku jest taki, iż trudniej wejść mi w jej
nastrój, sytuacje bohaterów, jednak tu byłam wciągnięta już po pierwszych
stronach. Jako że wszystkie książki polecane/
omawiane przez Christine Ricio należą raczej do sekcji młodzieżowej, również
"Rebel bell" jest skierowana do tychże czytelników.
Główną bohaterkę Harper poznajemy, gdy okazuje się, iż na
jej wargach nie ma błyszczyku! Z racji tego, iż odbywa się właśnie szkolny bal
na, którym ma odebrać koronę, jej wygląd musi być nienaganny. Pożycza więc
smarowidło od przyjaciółki Bee. Nie dość, że jest to odcień z którego nie jest
do końca zadowolona, okazuje się , iż w czasie jej pobytu w toalecie trafia do
niej konający mężczyzna, który umierając całuje ją. Chwilę po tym w toalecie
pojawia się jej nauczyciel, który próbuje ją zabić, lecz sam kończy z różowym
butem w gardle. Hmmm zainteresowani?
Jeśli lubicie opowieści o nastolatkach i supermocach to ta
lektura z pewnością sprosta Waszym wymaganiom. Dawka humoru w niej zawarta urozmaica
czytanie, jednak spodziewałam się jej więcej. Z serii narzekań dodam jeszcze,
iż początek był obiecujący, a skończyło się jak przeważnie- laska i dwóch
facetów, czyli trójkąt, to co nastoletnie czytelniczki lubią najbardziej.... (
uwaga sarkazm!)
Wrażenia po przeczytaniu: eh chyba szybko o niej zapomnę.
Brak kołatania serca i czekania czy będzie następna cześć. Może przejadły mi
się już książki tego typu....
Zaraz powiecie, iż jestem sprzeczna, bo polecam, a potem
wszystko krytykuje. Wybaczcie może taki humor. Mój blog moje oceny!!!
Mądrości z książki: jedyna na którą wpadłam to taka, iż nie
zawsze naszym przeznaczeniem jest to o czym myślimy. Czasem jest tym to co
kładziemy na ostatnim miejscu.
Ciekawi mnie fakt dlaczego autorka zacieśniła trójkącik na
końcu. Czyżby znak, iż sama nie jest w stanie zrezygnować z gorących, męskich,
przystojniaków na rzecz tzw. mózgowców?
Gdybym ja miała napisać zakończenie tej książki, byłoby
więcej ofiar na koniec! O tak! Któryś kochaś też straciłby niewątpliwie głowę.
Może lepiej, iż to nie ja trzymałam pióro....
W każdym bądź razie pierwszy raz poczułam, iż z
przyjemnością wróciłabym do liceum!
Pozdro limbuzy*!
* limbuzy - przyp. osoba uczęszczająca do liceum, slang,
słowo powstałe na skutek przekształcenia słowa gimbuzy, gimbuz, gimbaza-
gimnazjum. Wszelkie błędy wynikają z niewiedzy slangowej autorki.
poniedziałek, 15 września 2014
"Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata" Autor: Cyril Massarotto
Jedno wielkie HAHAHA!
Kolejna książka z serii, którą
ktoś zaszufladkowałby przeciętna. Jednak
ja z racji na jej nieprawdopodobieństwo z serii "serio ? ktoś to
napisał?!" uważam, iż jest niezwykła.
Jasne uwielbiam książki, które piętnują we mnie jakieś ideały,
ukierunkowują lub po prostu sprawiają wrażenie iż chodzę co najmniej tydzień
jak w transie zaraz po ich przeczytaniu, myśląc tylko i wyłącznie o nich. Z kolei ta książka jest TAK DURNA, ŻE AŻ
NIEPRAWDOPODOBNA!. W pozytywnym sensie. Przeczytałam w 3 godziny.
Opowiada historię faceta, który
z racji na swój ponadprzeciętny urok, a raczej niewiarygodną urodę, jest bardzo
nieszczęśliwy.
Jako mały chłopiec był tak
urodziwy, iż jego piękno przyczyniło się do śmierci jego ojca ( zginął przez
tłum). Później chciał go zgwałcić w szkolnej szatni ktoś pokroju konserwatora.
Nie muszę wspominać o stadzie śliniących się kobiet. Stracił dziewictwo z matka
koleżanki na jej urodzinach. To tylko
niektóre nieszczęśliwe wypadki spowodowane przez urodę Pana Pięknego. No cóż
jak się później okazuje to nie uroda była czynnikiem powodującym zachowanie
otoczenia. Pan Piękny pewnego dnia zamienia się w Pana Przeciętnego. Z czasem
rozwija i nieumyślnie doprowadza do potęgi kult przeciętniactwa. Jak to zrobił?
Jakie są skutki? Jak w ogóle się zamienił? Musicie przeczytać.
Wnioski: luźna lektura w ramach
przypomnienia iż różni są ludzie także i różne książki:)
Zakończenie pospolite: żyli
długo i szczęśliwie, czyli spodziewajcie się BIG LOVE na końcu. No może nie
pokroju Romeo i Julia, czy Rose i Jack, ale
taka miłość jedna na milion, chociaż należę do grona osób skłonnych powiedzieć,
że każda miłosna historia dobrze opowiedziana zwala z nóg. Zwłaszcza jak ktoś
grzeszy umiejętnością podkolorowywania faktów.
A więc dzisiaj życzę Wam
POKOLOROWANEGO ŻYCIA!
niedziela, 14 września 2014
C. W. Gortner "Wyznania Katarzyny Medycejskiej" tytuł oryginału: The Confessuons of Catharine de Medici
To już druga moja książka historyczna o mojej imienniczce.
Pierwsza jednak przedstawiała Katarzynę II carycę Rosji. Nie nosiła ona tego
imienia od narodzin, a z Zośki taka Kaśka, że potraktowała naszego Staśka tak
jak każdy wie. Książka o której chce Wam dzisiaj opowiedzieć to opowieść o
dziedziczce Medyceuszy. Jeśli ktoś nie wie kim byli i w żaden sposób nie może
ich powiązać z historią Florencji, Włoch, a już w ogóle z Francją, odsyłam go
natychmiast do książek!!! Ewentualnie mogę zaproponować wikipedię. Przechodząc
jednak do tematu książki, bo o niej głównie chce opowiedzieć, chociaż chyba
nijak nie da się pominąć nawiązania do życiorysu Katarzyny, bo książka jest jej
swoistą biografią. Nie przepadam za
biografiami, a przynajmniej tak myślę, jednak mam ogromną słabość do pałacowych
historii, tzn. tych opisujących byłych władców, ich liczne kochanki oraz
skomplikowane rozgrywki o władzę. Nie chodzi mi o ckliwe historie rodem jak
"Kopciuszek". Nie. Im bardziej zbliżone do ówczesnych realiów tym lepiej.
Czyli wszechobecny smród i bród.
" Wyznania Katarzyny Medycejskiej to niezwykła podróż
od baśniowej doliny Loary, przez bitewne pola wojen religijnych, po wypełnione
motłochem ulice Paryża- podróż, której bohaterką jest jedna z najbardziej
oczernianych i niedocenionych władczyń świata." - tak zachęca nas woluta
książki.
Czy sięgniecie po nią, to zależy tylko od Was. Nie mówię czy
polecam, czy nie. Nie traktujcie z pewnością tej książki jako podręcznik
do historii. Jeśli chodzi o mnie w szkole nigdy nie lubiłam
historii. Była to dla mnie jakaś przeogromna męka. O dziwo książki i film na
tle historycznym pochłaniam z chęcią.
Katarzynę Medycejską polubiłam za sprawą "Reign".
Dla fanów mówię: Frary! Reszcie pozostawiam wolny wybór czy sprawdzić serial
czy nie.
Silny charakter bohaterki jest niewątpliwie tym czego można
pozazdrościć.
Książkę pochłonęłam w 2 etapach, przerwa spowodowana była
sesją, jednak wróciłam do niej co niewątpliwie coś oznacza. Czyta się
swobodnie.
Dla księżniczek radzę się zastanowić, czy rola królowych
jest dla Was. Buziaki:*!
Eben Alexander "Dowód", tytuł oryginału: "Proof of Haeven. A neurosurgeon's journey into the afterlife"
Czytałam ją ponad pół roku temu. Pierwsze co mnie wita po
otwarciu to dedykacja, jeśli tak to mogę ująć. Zwykłam po zakupie książki
pierwszą stronę zapisać słowami, które towarzyszą mi w danym momencie. Czasem
jest to cytat. Czasem słowa, którymi ktoś mnie obdarował. Czasem bolesne
odczucia. Innym razem po prostu zapis
chwili. Tym razem na pierwszej stronie zaraz pod tytułem widnieje:
" Pierwsza sesja
na "Dowód".
"Dowód" na
pierwszą zdaną sesje."
Jest
też data. Lubię mięć poczucie, że kiedyś gdy sięgnę po którąkolwiek z książek
po otwarciu jej nie tylko przypomnę sobie czego dotyczyła ale również odniosę
się do przeżyć jakie w tamtej chwili mi towarzyszyły.
Przechodząc
jednak do samej książki, historia jej posiadana przeze mnie jest mniej więcej taka:
zagubiona, naiwna istota sądzi, iż przeczytanie książki w dodatku bestselleru
empiku 2013! Tak! zmieni jej życie. Wiarę. Podejście. Czy się udało? Jasne, że nie! Nawet w małym,
maciupieńkim stopniu.
"Prawdziwa
historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył niebo."
Przygnębiające
jest to, że to co odkrył nie satysfakcjonuje mnie. Mam własne wyobrażenie
nieba, którym się z Wami podzielę na koniec.
O
treści książki nie muszę chyba nic mówić. Facet w pewnym momencie niemal
wykitował i widział zaświaty. Czyta się
to na prawdę szybko. Nie wiem czy to
przez fakt, iż autor nie jest pisarzem ale czegoś ewidentnie mi w niej brakuje.
Jednak jest bestsellerem! Dlaczego? Bo w naszym dzisiejszym świecie każdy ma
nadzieje, że po śmierci spotka go coś lepszego, albo iż chociaż coś jest po
śmierci. W dodatku neurochirurg budzi respekt. Także książka musiała być sukcesem,
przynajmniej w sferze sprzedaży. Być może marudzę. Indywidualna ocena mojej
skromnej osoby.
Spodziewałam
się głębokich przeżyć. Rozczarowałam się. Mam nadzieje, że Was książka nie
rozczarowała.
Być
może za jakiś czas sięgnę ponownie po książkę o zaświatach.
Tym
co wierzą w Eden po śmierci radzę przemyśleć, czy przypadkiem niebem nie jest
to co nas otacza aktualnie. Z przymrużeniem
oka pomyśl co jeśli później będzie tylko gorzej i doceń.
Zgodnie
z obietnicą moje niebo :) :
Niebo jest krainą, w której wszystko jest
takie jakbyś chciał. Nie musisz już nic udawać, nic skrywać. Jesteś sobą. Nagle
przestaje mieć znaczenie co masz na sobie, bo szata która zdobi Twe ciało jest
piękniejsza niż byś wymarzył. Jednak to cię już nie interesuje. Przestaje liczyć się to jak bogaty jesteś. Nie
masz nic, jednak otacza cię wszystko, a każda rzecz czeka, aż ją użyjesz.
Czynności Ne szeregują się w ważniejsze, konieczne i nikłych pobudek, jest
tylko to co chcesz robić. Spełniasz dawne plany, jeśli wciąż wydają się mieć
sens. Osiągasz to o czym śniłeś. Jednak spełnienie, którego zaznałeś było
ciągłe. Trwało w Tobie przez cały czas. Dostrzegasz to co kochasz. Dostrzegasz
ich. Są tu i nagle Twoje chęci są ich chęciami, a ich pragnienia Twymi. Trwacie
w wieczności. Odczuwając szczęście pomimo, iż kiedyś do jego zaznania potrzebny
był wam ból. Każdy wasz gest, słowo, jest wasze. Szczerość, bo odtrącenia już
brak.
Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz" tytuł oryginału: "If I stay"
Wspaniała! Perfekcyjna! Zero zastrzeżeń. Już dawno nie czytałam czegoś równie dobrego.
Trafiła idealnie w czasie. Dokładnie tego potrzebowałam. Głęboka, wzruszająca
opowieść o miłości. Młodzieńczej ale dojrzałej. Prawdziwej jakby się chciało
rzec. Już od pierwszej strony wchodzimy w losy rodzinny. Śledzimy je poprzez
towarzyszenie głównej bohaterce. Utalentowanej wiolonczelistce. Podczas
wspólnego wyjazdu z rodziną dochodzi do wypadku. Giną wszyscy oprócz niej. Jako
duch towarzyszy swemu nieprzytomnemu ciału
i obserwuje ludzi starających się pokazać jej, iż chcą by została z
nimi. To jednak do niej należy decyzja. Straciła rodziców i ukochanego,
młodszego brata. Czy będzie potrafiła odnaleźć odwagę by stanąć twarzą w twarz
z dalszym życiem? Czy jednak uzna, że łatwiej odpuścić i odejść. Jak się
okazuje decyzję pomaga jej powziąć miłość. W zasadzie dwie. Muzyka i Adam, jej
chłopak.
Objętościowo liczy sobie około 250 stronic. Każda z nich wykorzystana
w pełni. Preferuję grubasy jeśli chodzi o książki, lecz jeśli chodzi o tą
pozycję jestem pewna, iż ilość treści idealnie oddała temat.
Co mnie skłoniło do jej przeczytania ? Obejrzałam zapowiedz
ekranizacji i BUM! Na drugi dzień musiałam ją mieć. I miałam. Przeczytałam w
moment.
Jedyny minus? Tłumaczenie tytułu. Oryginalny znacznie
bardziej pasuje. Jeśli zostanę... Ta wielowymiarowość tego zwrotu. Dwa słowa,
które wyrażają jednocześnie zwątpienie i nadzieję przyszłości.
"Jeśli" towarzyszy nam ciągle. Nie tylko podczas
odejścia.
Gorąco polecam!
sobota, 13 września 2014
Say Something...
Czymże by była książka bez oprawy muzycznej. A może raczej to było o filmie? :)
W każdym bądź razie lektura w połączeniu z nutą działa cuda. Dla jednych wystarczy muzyka duszy dla innych polecam:
W każdym bądź razie lektura w połączeniu z nutą działa cuda. Dla jednych wystarczy muzyka duszy dla innych polecam:
Subskrybuj:
Posty (Atom)