wtorek, 16 września 2014

Rachel Hawkins, "Rebel bell"


   Właśnie ją przeczytałam! Zachęcona blogerką książkową ze stanów "polandbananasbooks" ( She's awsome!) nie mogłam się jej oprzeć w głównej mierze ze względu na humor, który miałam tam znaleźć. Problem z książkami, które czytam po angielsku jest taki, iż trudniej wejść mi w jej nastrój, sytuacje bohaterów, jednak tu byłam wciągnięta już po pierwszych stronach.  Jako że wszystkie książki polecane/ omawiane przez Christine Ricio należą raczej do sekcji młodzieżowej, również "Rebel bell" jest skierowana do tychże czytelników.

  Główną bohaterkę Harper poznajemy, gdy okazuje się, iż na jej wargach nie ma błyszczyku! Z racji tego, iż odbywa się właśnie szkolny bal na, którym ma odebrać koronę, jej wygląd musi być nienaganny. Pożycza więc smarowidło od przyjaciółki Bee. Nie dość, że jest to odcień z którego nie jest do końca zadowolona, okazuje się , iż w czasie jej pobytu w toalecie trafia do niej konający mężczyzna, który umierając całuje ją. Chwilę po tym w toalecie pojawia się jej nauczyciel, który próbuje ją zabić, lecz sam kończy z różowym butem w gardle. Hmmm zainteresowani?
Jeśli lubicie opowieści o nastolatkach i supermocach to ta lektura z pewnością sprosta Waszym wymaganiom.  Dawka humoru w niej zawarta urozmaica czytanie, jednak spodziewałam się jej więcej. Z serii narzekań dodam jeszcze, iż początek był obiecujący, a skończyło się jak przeważnie- laska i dwóch facetów, czyli trójkąt, to co nastoletnie czytelniczki lubią najbardziej.... ( uwaga sarkazm!)

  Wrażenia po przeczytaniu: eh chyba szybko o niej zapomnę. Brak kołatania serca i czekania czy będzie następna cześć. Może przejadły mi się już książki tego typu....
Zaraz powiecie, iż jestem sprzeczna, bo polecam, a potem wszystko krytykuje. Wybaczcie może taki humor. Mój blog moje oceny!!!
Mądrości z książki: jedyna na którą wpadłam to taka, iż nie zawsze naszym przeznaczeniem jest to o czym myślimy. Czasem jest tym to co kładziemy na ostatnim miejscu.
Ciekawi mnie fakt dlaczego autorka zacieśniła trójkącik na końcu. Czyżby znak, iż sama nie jest w stanie zrezygnować z gorących, męskich, przystojniaków na rzecz tzw. mózgowców?
Gdybym ja miała napisać zakończenie tej książki, byłoby więcej ofiar na koniec! O tak! Któryś kochaś też straciłby niewątpliwie głowę. Może lepiej, iż to nie ja trzymałam pióro....

W każdym bądź razie pierwszy raz poczułam, iż z przyjemnością wróciłabym do liceum!  
Pozdro limbuzy*!

* limbuzy - przyp. osoba uczęszczająca do liceum, slang, słowo powstałe na skutek przekształcenia słowa gimbuzy, gimbuz, gimbaza- gimnazjum. Wszelkie błędy wynikają z niewiedzy slangowej autorki.




poniedziałek, 15 września 2014

"Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata" Autor: Cyril Massarotto


Jedno wielkie HAHAHA!

Kolejna książka z serii, którą ktoś zaszufladkowałby przeciętna.  Jednak ja z racji na jej nieprawdopodobieństwo z serii "serio ? ktoś to napisał?!" uważam, iż jest niezwykła.  Jasne uwielbiam książki, które piętnują we mnie jakieś ideały, ukierunkowują lub po prostu sprawiają wrażenie iż chodzę co najmniej tydzień jak w transie zaraz po ich przeczytaniu, myśląc tylko i wyłącznie o nich.  Z kolei ta książka jest TAK DURNA, ŻE AŻ NIEPRAWDOPODOBNA!. W pozytywnym sensie. Przeczytałam w 3 godziny.
Opowiada historię faceta, który z racji na swój ponadprzeciętny urok, a raczej niewiarygodną urodę, jest bardzo nieszczęśliwy.

Jako mały chłopiec był tak urodziwy, iż jego piękno przyczyniło się do śmierci jego ojca ( zginął przez tłum). Później chciał go zgwałcić w szkolnej szatni ktoś pokroju konserwatora. Nie muszę wspominać o stadzie śliniących się kobiet. Stracił dziewictwo z matka koleżanki na jej urodzinach.  To tylko niektóre nieszczęśliwe wypadki spowodowane przez urodę Pana Pięknego. No cóż jak się później okazuje to nie uroda była czynnikiem powodującym zachowanie otoczenia. Pan Piękny pewnego dnia zamienia się w Pana Przeciętnego. Z czasem rozwija i nieumyślnie doprowadza do potęgi kult przeciętniactwa. Jak to zrobił? Jakie są skutki? Jak w ogóle się zamienił? Musicie przeczytać.
Wnioski: luźna lektura w ramach przypomnienia iż różni są ludzie także i różne książki:)
Zakończenie pospolite: żyli długo i szczęśliwie, czyli spodziewajcie się BIG LOVE na końcu. No może nie pokroju Romeo i Julia, czy Rose i Jack, ale  taka miłość jedna na milion, chociaż należę do grona osób skłonnych powiedzieć, że każda miłosna historia dobrze opowiedziana zwala z nóg. Zwłaszcza jak ktoś grzeszy umiejętnością podkolorowywania faktów.


A więc dzisiaj życzę Wam POKOLOROWANEGO ŻYCIA! 


niedziela, 14 września 2014

C. W. Gortner "Wyznania Katarzyny Medycejskiej" tytuł oryginału: The Confessuons of Catharine de Medici


To już druga moja książka historyczna o mojej imienniczce. Pierwsza jednak przedstawiała Katarzynę II carycę Rosji. Nie nosiła ona tego imienia od narodzin, a z Zośki taka Kaśka, że potraktowała naszego Staśka tak jak każdy wie. Książka o której chce Wam dzisiaj opowiedzieć to opowieść o dziedziczce Medyceuszy. Jeśli ktoś nie wie kim byli i w żaden sposób nie może ich powiązać z historią Florencji, Włoch, a już w ogóle z Francją, odsyłam go natychmiast do książek!!! Ewentualnie mogę zaproponować wikipedię. Przechodząc jednak do tematu książki, bo o niej głównie chce opowiedzieć, chociaż chyba nijak nie da się pominąć nawiązania do życiorysu Katarzyny, bo książka jest jej swoistą biografią.  Nie przepadam za biografiami, a przynajmniej tak myślę, jednak mam ogromną słabość do pałacowych historii, tzn. tych opisujących byłych władców, ich liczne kochanki oraz skomplikowane rozgrywki o władzę. Nie chodzi mi o ckliwe historie rodem jak "Kopciuszek". Nie. Im bardziej zbliżone do ówczesnych realiów tym lepiej. Czyli wszechobecny smród i bród.

" Wyznania Katarzyny Medycejskiej to niezwykła podróż od baśniowej doliny Loary, przez bitewne pola wojen religijnych, po wypełnione motłochem ulice Paryża- podróż, której bohaterką jest jedna z najbardziej oczernianych i niedocenionych władczyń świata." - tak zachęca nas woluta książki.
Czy sięgniecie po nią, to zależy tylko od Was. Nie mówię czy polecam, czy nie. Nie traktujcie z pewnością tej książki jako podręcznik do  historii.  Jeśli chodzi o mnie w szkole nigdy nie lubiłam historii. Była to dla mnie jakaś przeogromna męka. O dziwo książki i film na tle historycznym pochłaniam z chęcią.

Katarzynę Medycejską polubiłam za sprawą "Reign". Dla fanów mówię: Frary! Reszcie pozostawiam wolny wybór czy sprawdzić serial czy nie.
Silny charakter bohaterki jest niewątpliwie tym czego można pozazdrościć.
Książkę pochłonęłam w 2 etapach, przerwa spowodowana była sesją, jednak wróciłam do niej co niewątpliwie coś oznacza. Czyta się swobodnie.


Dla księżniczek radzę się zastanowić, czy rola królowych jest dla Was. Buziaki:*!

Eben Alexander "Dowód", tytuł oryginału: "Proof of Haeven. A neurosurgeon's journey into the afterlife"


Czytałam ją ponad pół roku temu. Pierwsze co mnie wita po otwarciu to dedykacja, jeśli tak to mogę ująć. Zwykłam po zakupie książki pierwszą stronę zapisać słowami, które towarzyszą mi w danym momencie. Czasem jest to cytat. Czasem słowa, którymi ktoś mnie obdarował. Czasem bolesne odczucia.  Innym razem po prostu zapis chwili. Tym razem na pierwszej stronie zaraz pod tytułem widnieje:
" Pierwsza sesja na "Dowód".
"Dowód" na pierwszą zdaną sesje."

Jest też data. Lubię mięć poczucie, że kiedyś gdy sięgnę po którąkolwiek z książek po otwarciu jej nie tylko przypomnę sobie czego dotyczyła ale również odniosę się do przeżyć jakie w tamtej chwili mi towarzyszyły.

Przechodząc jednak do samej książki, historia jej posiadana przeze mnie jest mniej więcej taka: zagubiona, naiwna istota sądzi, iż przeczytanie książki w dodatku bestselleru empiku 2013! Tak! zmieni jej życie. Wiarę. Podejście.   Czy się udało? Jasne, że nie! Nawet w małym, maciupieńkim stopniu.
"Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył niebo."
Przygnębiające jest to, że to co odkrył nie satysfakcjonuje mnie. Mam własne wyobrażenie nieba, którym się z Wami podzielę na koniec.
O treści książki nie muszę chyba nic mówić. Facet w pewnym momencie niemal wykitował i widział zaświaty.  Czyta się to na prawdę szybko.  Nie wiem czy to przez fakt, iż autor nie jest pisarzem ale czegoś ewidentnie mi w niej brakuje. Jednak jest bestsellerem! Dlaczego? Bo w naszym dzisiejszym świecie każdy ma nadzieje, że po śmierci spotka go coś lepszego, albo iż chociaż coś jest po śmierci. W dodatku neurochirurg budzi respekt. Także książka musiała być sukcesem, przynajmniej w sferze sprzedaży. Być może marudzę. Indywidualna ocena mojej skromnej osoby.
Spodziewałam się głębokich przeżyć. Rozczarowałam się. Mam nadzieje, że Was książka nie rozczarowała. 
Być może za jakiś czas sięgnę ponownie po książkę o zaświatach. 
Tym co wierzą w Eden po śmierci radzę przemyśleć, czy przypadkiem niebem nie jest to co nas otacza aktualnie.  Z przymrużeniem oka pomyśl co jeśli później będzie tylko gorzej i doceń.

Zgodnie z obietnicą moje niebo :) :
  Niebo jest krainą, w której wszystko jest takie jakbyś chciał. Nie musisz już nic udawać, nic skrywać. Jesteś sobą. Nagle przestaje mieć znaczenie co masz na sobie, bo szata która zdobi Twe ciało jest piękniejsza niż byś wymarzył. Jednak to cię już nie interesuje.  Przestaje liczyć się to jak bogaty jesteś. Nie masz nic, jednak otacza cię wszystko, a każda rzecz czeka, aż ją użyjesz. Czynności Ne szeregują się w ważniejsze, konieczne i nikłych pobudek, jest tylko to co chcesz robić. Spełniasz dawne plany, jeśli wciąż wydają się mieć sens. Osiągasz to o czym śniłeś. Jednak spełnienie, którego zaznałeś było ciągłe. Trwało w Tobie przez cały czas. Dostrzegasz to co kochasz. Dostrzegasz ich. Są tu i nagle Twoje chęci są ich chęciami, a ich pragnienia Twymi. Trwacie w wieczności. Odczuwając szczęście pomimo, iż kiedyś do jego zaznania potrzebny był wam ból. Każdy wasz gest, słowo, jest wasze. Szczerość, bo odtrącenia już brak.









Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz" tytuł oryginału: "If I stay"


Wspaniała! Perfekcyjna! Zero zastrzeżeń.  Już dawno nie czytałam czegoś równie dobrego. Trafiła idealnie w czasie. Dokładnie tego potrzebowałam. Głęboka, wzruszająca opowieść o miłości. Młodzieńczej ale dojrzałej. Prawdziwej jakby się chciało rzec. Już od pierwszej strony wchodzimy w losy rodzinny. Śledzimy je poprzez towarzyszenie głównej bohaterce. Utalentowanej wiolonczelistce. Podczas wspólnego wyjazdu z rodziną dochodzi do wypadku. Giną wszyscy oprócz niej. Jako duch towarzyszy swemu nieprzytomnemu ciału  i obserwuje ludzi starających się pokazać jej, iż chcą by została z nimi. To jednak do niej należy decyzja. Straciła rodziców i ukochanego, młodszego brata. Czy będzie potrafiła odnaleźć odwagę by stanąć twarzą w twarz z dalszym życiem? Czy jednak uzna, że łatwiej odpuścić i odejść. Jak się okazuje decyzję pomaga jej powziąć miłość. W zasadzie dwie. Muzyka i Adam, jej chłopak.

Objętościowo liczy sobie około 250 stronic. Każda z nich wykorzystana w pełni. Preferuję grubasy jeśli chodzi o książki, lecz jeśli chodzi o tą pozycję jestem pewna, iż ilość treści idealnie oddała temat.
Co mnie skłoniło do jej przeczytania ? Obejrzałam zapowiedz ekranizacji i BUM! Na drugi dzień musiałam ją mieć. I miałam. Przeczytałam w moment.
Jedyny minus? Tłumaczenie tytułu. Oryginalny znacznie bardziej pasuje. Jeśli zostanę... Ta wielowymiarowość tego zwrotu. Dwa słowa, które wyrażają jednocześnie zwątpienie i nadzieję przyszłości.
"Jeśli" towarzyszy nam ciągle. Nie tylko podczas odejścia.



Gorąco polecam!

sobota, 13 września 2014

Say Something...

Czymże by była książka bez oprawy muzycznej. A może raczej to było o filmie? :)

W każdym bądź razie lektura w połączeniu z nutą działa cuda. Dla jednych wystarczy muzyka duszy dla innych polecam: